środa, 28 stycznia 2009

Carmen


Nie samym chlebem żyje człowiek, nawet planszówki, rowery, narty, filmy divx i h264 oraz radio mu nie wystarcza (mimo iż jest Polskie Radio 3, Smooth Jazz Cafe Radio Marka Niedźwiedzkiego i CBC Radio 2). Dlatego pewnego dnia postanowiliśmy poczuć się jak wyższa klasa średnia i udać się do miejsca bardziej wyrafinowanej (a przede wszystkim droższej) rozrywki - opery. Vancouver Opera nie jest może znana na cały świat, ale lepsze to niż kino w centrum handlowym.

Nasz wybór padł na Carmen, która jest znaną operą i raczej nie powinna być dla nas ani zbyt ciężka, ani nudna - zwłaszcza że z Justyną nie byliśmy wcześniej w operze.

Spektakl odbywał się w Vancouver Downtown, w Queen Elizabeth Theater - wielki teatr, wszystkie miejsca zajęte, mnóstwo ludzi, więc poczyniliśmy szereg obserwacji natury "etnograficznej": Chińczyków mniej niż średnia, trochę Polaków. Ludzie też ubrani bardziej po "polsku" - elegancko, nie w żadnych dresach czy kaloszach jak zdarza nam się widzieć w kościele Św. Pawła.

Sam spektakl był imponujący - chyba ponad pół setki aktorów, mnóstwo efektownych dekoracji, doskonała muzyka na żywo - szkoda tylko że siedzieliśmy tak daleko, no i że bilet kosztował tyle co nowy iPod nano :( - zdecydowanie, jeśli ktoś chciałby coś eksportować do Kanady z Polski polecamy operę - duuże przebicie:).

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Małyszomania

Na weekend wybraliśmy się do zimowej stolicy Ameryki Północnej - Whistler. Cel był jasny - zobaczyć Adama Małysza, tzn. skoki narciarskie Pucharu Świata. Wyjechaliśmy w sobotę dzikim świtem - Justyna, Stasiu, Michał, Ewa, Mateusz, Andrzej i Przemek. Miejsce, gdzie synchronizowaliśmy nasze samochody - Squamish, było też miejscem gdzie wynajęliśmy pokoje w ni to motelu ni to schronisku. Ale na razie się tam nie zatrzymywaliśmy na dłużej tylko jechaliśmy dalej aż pod samo Whistler, gdzie odbywały się zawody.

Widzów nie było dużo, ale i miejsce dla nich nie było jakieś rozległe. Zdecydowanie dominowały kolory biały i czerwony; i to nie tylko za sprawą Polaków, którzy byli chyba najliczniejszą etnicznie grupą, ale także Austriaków, Szwajcarów a także kilku Japończyków i Kanadyjczyków.

Zdążyliśmy prawie idealnie, podchodząc pod skocznię widzieliśmy skok Kamila Stocha, potem - Adama Małysza. W czasie przerwy między zawodami Staś udzielił wywiadu lokalnej telewizji na temat skoków narciarskich kobiet, oraz dlaczego tu przyjechaliśmy. Całe zawody trwały jeszcze 1,5h, niestety nie udało się naszym skoczkom stanąć na podium, ale Adam Małysz zdobył tytuł "Men of the day", czyli "Człowieka dnia", cokolwiek to znaczy.

Nieco zmarznięci czekaliśmy na okazję do zdjęcia z panem Adamem i niektórym się udało! Potem jeszcze zrobiliśmy sobie zdjęcie reprezentacji Microsoftu (i nie tylko) z Kanadyjską Królewską Konną Policją (ale bez koni) i pojechaliśmy zobaczyć nieco okolicznych wzgórz. Trochę przy tym nie mogliśmy znaleźć sensownego miejsca do zaparkowania na rozgrzebanej Sea To Sky Highway, ale w końcu się udało i po krótkim spacerze dotarliśmy nad wodospad - Brandywine Falls.



Stamtąd podjechaliśmy do Whistler - było już za późno na narty, ale chcieliśmy wykorzystać to że nie jesteśmy zmęczeni, ani na stoku i zobaczyć wioskę Whistler: sami narciarze, kurorty w najróżniejszych stylach, jeszcze więcej niż narciarzy było samochodów na parkingach.

Gdy już się zaczęło robić ciemno, wróciliśmy do Squamish, gdzie zjedliśmy obiad, stoczyliśmy bój z portierką o to żeby nam pozwoliła mieć koedukacyjne pokoje i oddaliśmy się odpoczywaniu: Mateusz robił mostek, Michał na moją prośbę miał powiedzieć 3 pozytywne zdania o mojej nowej czerwonej kurtce etc...

Następnego dnia rano podzieliśmy się na trzy grupy. Grupa patriotyczna - Staś i dwie Justyny (niestety Justynka nie dała się namówić tego dnia na narty) pojechali kibicować skoczkom - z ogromnym sukcesem, bo Adam Małysz zajął 4 miejsce - najlepsze w sezonie. Grupa posiadaczy karnetów na Whistler (Przemo, Mateusz, Andrzej i ja) pojechaliśmy jeździć na nartach - to był mój pierwszy wyjazd na taką dużą góre i pierwsze narty od prawie dwóch lat - ale nie było tak źle, jako że Andrzej i Mateusz się uczyli jeździć na deskach, a warunki śniegowe były dosyć dobre. Trzecia grupa - nie znający strachu Ewa i Michał postanowili się wdrapać na Stawamusa, co nawet w lecie nie jest łatwe, ale dla prawdziwych profesjonalistów cóż znaczą drobne trudności!

Tymczasem zdecydowany amator narciarski był pod wielkim wrażeniem sieci wyciągów jakie oplatają dwie góry - Whistler i Blackcomb - że jedzie się, ciągle wyżej i wyżej i wyżej i końca nie widać. Mimo że na dole temperatura była znośna, na ponad 2 tys. m. było już dobre -15°C i do tego wiało. Ale wrażenie niezapomniane. Pod koniec dnia jeszcze przejechaliśmy się kolejką Peak2Peak, czyli łączącą dwa szczyty - największa na świecie (przynajmniej odległości między głównymi "pylonami" nad doliną są największe). Innymi nowościami były "skimaty" czyli ruchome chodniki dla bardzo początkujących narciarzy i "staroamerykańskie" wyciągi krzesełkowe, gdzie nie ma żadnej zamykanej barierki.

Punktem zbiorczym dla trzech wypraw było znowu Squamish, tym razem Boston Pizza, do której nie udało nam się wybrać poprzedniego dnia. Czekamy sobie dużą grupą na stolik, a tu wchodzi duża grupa ludzi, jednakowo ubrani, mówiący po polsku - reprezentacja skoczków. Tak więc udało się zdobyć kolejne zdjęcia (niestety nie nam) i możemy się poszczycić tym, że jedliśmy nasze pizze vis a vis Adama Małysza i polskiej reprezentacji.

Do domu wróciliśmy późnym wieczorem, niemiłosiernie zmordowani - ale fajnie było.

niedziela, 25 stycznia 2009

Galeria ślubna

Po długiej pracy nad zdjęciami udało nam się wreszcie stworzyć galerię zawierającą zdjęcia od naszego fotografa - pana
Gubały.


http://smp.if.uj.edu.pl/~machura/galeria/


Zdjęcia w pełnej rozdzielczości - np jakby ktoś chciał sobie coś wydrukować - są u nas i możemy je udostępnić zainteresowanym.

Chcielibyśmy podziękować Witkowi za wsparcie techniczne przy umieszczaniu zdjęc i filmów. Galeria została wykonana za pomocą biblioteki Galleria (c) monc.

wtorek, 13 stycznia 2009

Zapachy Kanady

Ciekawe, że tak duże znaczenie dla naszej pamięci mają zmysły tu i teraz. Gdy ponownie przylecieliśmy do Kanady wszystkie te zapachy do których się przyzwyczailiśmy przez rok stały się znowu nowe:
- zapach powietrza na lotnisku
- w bloku i mieszkaniu, od sąsiadów Chińczyków
- w autobusie
- w kościele
- w pracy
- wody z kranu
To wszystko sprawia że przenoszę się myślami do samego początku naszego pobytu tutaj. Nie myślę o jesiennej codzienności, ale o pierwszych wrażeniach z pracy. A przecież cały rok tu mieszkałem.

Dopiero po tygodniu się przyzwyczaiłem i moje wspomnienia wróciły do właściwego porządku.

Pierwsze wrażenia ślubne

Wszystkim obecnym, także tym którzy byli obecni tylko duchem, dziękujemy pięknie za współuczestniczenie w tak ważnym dla nas wydarzeniu. My jesteśmy bardzo zadowoleni ze ślubu i z wesela i prezentów i wszystkich miłych rzeczy jakie nas w tamtym czasie spotkały. Mamy nadzieje że Wy też!

Ponieważ na "oficjalne" zdjęcia i filmy od fotografa i kamerzysty przyjdzie nam czekać aż do lutego, dzielimy się zdjęciami które udało się pstryknąć naszym Gosciom.

Jeśli ktoś ma jakieś zdjecia z naszgo ślubu, którymi się jeszcze nie dzielił, a chiałby żeby się znalazły na naszej stronie - niech da nam znać.





My wróciliśmy do Kanady i po miesięcznym urlopie wreszcie mamy czas żeby chwile odpocząć, wracając do naszego względnie usystematyzowanego i spokojnego życia.