poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Wiosenne porządki


U nas pogoda w kratkę - dwa dni poświeci słońce, zrobi się cieplej, to znowu przychodzą trzy dni opadów i zimna. Jednak prawdziwym problem jest kompletna nieprzewidywalność warunków atmosferycznych - prognozy bardzo często zmieniają się z dnia na dzień.

Mimo tych niesprzyjających planom warunków udało nam się zainaugurować tegoroczny sezon wycieczek rowerowych i pojechać do parku przy UBC. Byliśmy już tam na spacerze, ale rowerem jeszcze nie. Wyjazd był trochę oszukany, bo zamiast dzielnie wyruszyć spod domu, to my podjechaliśmy autobusem 15km do Vancouver - bardzo sprytny jest ten patent, że każdy autobus ma tutaj z przodu bagażnik na dwa rowery. Łukasz i Piotrek nie mieli takiego lenia i jechali prosto z domu. Niestety tuż na granicy parku Łukasz urwał sobie pedał i musiał wracać, a my śmignęliśmy przez las, aż do plaży w Kitsilano, a potem wzdłuż Zatoki aż do miejsca, gdzie znowu złapaliśmy autobus B-98 do domu - Piotrek dzielnie wracał rowerem. Okazało się, że wszyscy wróciliśmy mniej więcej w tym samym czasie - Piotrek śmigał, nasz autobus stał trochę w korkach, a Łukasz zjechał rowerem z górki aż do ulicy Marine Dr, gdzie już nie jeździły autobusy, więc dalej wracał na piechotę - widzieliśmy go tuż przed Richmond.



Skompletowaliśmy też papiery do wizy do USA i odwiedziliśmy konsulat. Kiedy jednak przyszliśmy dwa dni później odebrać nasze paszporty, okazało się że nie ma ich.
Odstaliśmy swoje w kolejce, kiedy już zostaliśmy tylko my, odesłano nas na górę. Tam musiałem po raz wtóry udowadniać że jestem "special" i moje umiejętności są potrzebne Microsoftowi. Po wszystkim pani z okienka powiedziała, że ona nie potrafi podjąć decyzji i oddała nam paszporty i powiedziała, że zadzwonią później. Tak więc nasza wizowa sytuacja jest niewesoła - nie wiemy czy się przenosimy czy nie, a tu kończy nam się umowa wynajmu mieszkania... Mamy nadzieję ,że wkrótce się na coś zdecydują (jedziemy albo nie), bo takie czekanie nie wróży nic dobrego.

Potem przyszło słońce, prawdziwa wiosna i Wielkanoc. Spędziliśmy ją w naszym polskim gronie - czyli Justyna, Stasiu i Franek; Monika i Mateusz, Ewa i Michał, Andrzej oraz my u Piotrka i Łukasza na 17 piętrze w Richmond. W Wielka Sobotę poświęciliśmy pokarmy w polskim kościele, a w Wielkanoc dla odmiany poszliśmy do Św. Pawła, gdzie tym razem były jakieś skoczne angielskie śpiewy i chóry, które mi się kojarzą z przełomem XIX i XXw, pewnie niesłusznie.