wtorek, 20 października 2009

Mount Si


Natalia z Pawłem zaplanowali niedzielę wycieczkę na Mount Si, na którą nas zabrali, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Mount Si to szczyt niedaleko na wschód od Bellevue, kilkanaście minut samochodem. Wznosi się na 1270m a znana jest głownie z tego że to właśnie ją widać w czołówce serialu Twin Peaks.


Szło się łatwo, jedynie ostatnie podejście było ciężkie. Prawie wspinaczkowe, po nagiej stromej skale jakieś 30m w górę.


Pod tym adresem można znaleźć zdjęcia Pawłów z wycieczki. Po wszystkim planowaliśmy się wybrać do Cheesecake Factory (apetyczna nazwa, co?) ale były zbyt duże kolejki, więc zjedlismy w prawie pustym Red Robinie.

niedziela, 4 października 2009

San Francisco, Sekwoje, Alcatraz
Dolina Krzemowa (2)

Choć lancz w Google to niewątpliwie atrakcyjna sprawa, to jednak środkowa Kalifornia oferuje także wiele innych rzeczy wartych zobaczenia.

Przylecieliśmy na lotnisko w San Juan (południowy kraniec zatoki) wieczorem, potem pociągiem do Mountain View, gdzie nocowaliśmy. Rano planowaliśmy wybrać się również pociągiem do San Francisco, ale ponieważ poprzedniego dnia gadaliśmy do 3 na ranem, to ranna wyprawa zaczęła się około 11 - w San Francisco byliśmy dopiero przed pierwszą. Tam przespacerowaliśmy się po Downtown, dzielnicach włoskiej i chińskiej - potem przeszliśmy na nadbrzeże, gdzie widzieliśmy między innymi ponad setkę lwów morskich które sobie tam leżakowały - okropnie to wyglądało - jak jakiś obóz koncentracyjny - a co ciekawe lwy tam były z własnej woli. Na pożyczonych rowerach zrobiliśmy jeszcze krótką przejażdżę na most Golden Gate.

Konkluzja jest taka: San Francisco, owszem, jest ciekawe, miejskie, ludne etc. ale Vancouver jest ładniejsze:) Też mgła i zimno, za to góry większe i widoki lepsze - tylko fal nie ma tak dużych:(

Następnego dnia zrobiliśmy morderczą wycieczkę do Parku Narodowego Sekwoi - w sumie 900km w samochodzie. Było bardzo fajnie, choć mogliby posadzić jakieś konwencjonalne drzewa przy sekwojach, bo tak to one w swoim towarzystwie nie wyglądały na takie specjalnie duże.



W niedzielę zwiedzaliśmy Alcatraz - znowu zmarzliśmy - San Francisco to jednak nie Los Angeles. Bardzo nam się podobało - szczególnie Justynkę zachwyciło klimatyczne nagranie, które służyło za przewodnika - aż zakupiliśmy sobie z nim płytę.