niedziela, 3 stycznia 2010

Święta


Święta to było wielkie wyzwanie - choinka, wigilia, prezenty - a przede wszystkim musieliśmy sobie radzić sami. Trochę późno - więc tylko najważniejsze fakty:
Wigilie spędziliśmy u Stasiów, wieczorem przyjechał Marek i rozpoczęliśmy nasz plan świątecznego brykania: Oprowadzanie Marka bo Bellevue i Seattle: stare podziemia Seattle, nasz kampus, panorama miasta z Columbia Tower. Odbyły się też wielkie ogólnoemigracyjne planszówki (16 osób, zwiedzanie dalszych atrakcji - jak fabryka boeinga czy wodospady Snoqalmie - a na koniec wycieczka do Vancouver. Mieliśmy trochę bardziej górskie plany, ale pogoda sprawiła nam psikusa - najpierw było mroźnie i słonecznie a potem cieplej lecz szaro i deszczowo.
W Richmond mieszkaliśmy u Piotrka i Łukasza, za co bardzo dziękujemy - zwłaszcza oni byli w tym czasie w Polsce. Z Justynką ogarnęła nas w Kanadzie nostalgia - nasze ulubione radio, sklepy na rogu Broadway i Granville, Blenz Coffe, restauracje , panorama Vancouver, Stanley Park i wszystkie inne atrakcje - przywykliśmy do mieszkania w Richmond, a Bellevue jest inne. Udało nam się z Markiem zaliczyć narty w Whistler - niestety cały czas padał śnieg więc widoczność nie była rewelacyjna - Justynka w tym czasie nacieszała się kanadyjskimi centrami handlowymi.

Sylwestra spędziliśmy na szalonej kanadyjskiej domówce u Moniki i Mateusza na 25 piętrze wieżowca w samym Yaletown Vancouver - tak jak się spodziewaliśmy miasto nie gwarantowało żadnych fajerwerków, ale nie przeszkodziło to nam w wyśmienitej zabawie.