środa, 27 kwietnia 2011

Wszystko idzie bardzo powoli

Wesołego Alleluja!
Przegapiliśmy okazję do złożenia życzeń, ale ciągle jeszcze żyjemy na walizkach...

Jakoś nie możemy się do Wielkiej Brytanii przyzwyczaić - z jednej strony cieszy nasz różnorodność jedzenia, bliskość Polski, względna przyjazność w sklepach... z drugiej strony ciągłe uczucie deja vu, że kilentów tak, to chyba tylko PKP obsługuje - Internet podłączają nam 3 tydzień i jeszcze 2 tygodnie im to zajmie (nie bierzecie Sky), prysznic naprawiają już nam prawie miesiąc. Poczta raz działa błyskawicznie, innym razem gubi przesyłki i wypiera się tego, że je zgubiła, bank potrzebuje 3 tygodnie żeby dopisać Justynę do konta, nie mówiąc już o takich prozaicznych rzeczach jak szybkość obsługi w pubach. A na sam koniec boli nas, że za większość usług płaci się tu więcej niż w Stanach czy w Kanadzie - bardzo nas rozbestwiła amerykańska walka o klienta. Musimy kiedyś przygotować taką listę, co w których krajach nam się podobało i dlaczego.

Dla wtajemniczonych bonusowa informacja - Cambridge jest jak Niwki, a Żelisławice zdecydowanie bardziej przypominają Amerykę.

Podoba nam się wszechobecność roweru w Cambridge, nasz dom - choć zdecydowanie nie jest wart tych 1000 GBP które za niego płacimy - ma swoje zalety - kawałek ogródka, dużą altanę na pudła, rowery i wszystkie te rzeczy które się mogą przydać, living room gdzie można skakać na skakance i dwie sypialnie, jedną zaadoptowaną na pracownie - ledwo ledwo, ale się póki co wszystko mieści. Daria opowiadała, że pracownicy naukowi którzy przeprowadzali się z Ohio, Iowy do Aberdeen popełnili błąd - zabrali amerykańskie meble, których w UK nawet przez drzwi się przenieść nie dało. Ta różnica w przestrzeni wgryza się w mózg - nasze mieszkanie w Katowicach wydawało mi się zawsze względnie przestronne, po przyjeździe ze Stanów, gdy nas nie było 2 lata, robiło bardzo klaustrofobiczne wrażenie, ale teraz na Wielkanoc po ledwie 2 miesiącach w UK standard później wielkiej płyty wydaje się luksusem;)

Poza Darią i Davidem, widzieliśmy się już z Tadkiem i Anią - musimy ich teraz odwiedzić w Wielkim Mieście, bo nasza prowincja jest urokliwa, ale nawet do Ikei musieliśmy pojechać do Londynu, nie mówiąc o bardziej ulubionych sklepach.

Żeby nie było że tylko narzekamy - podróże do Polski - błyskawiczne i względnie tanie - Cambridge->Katowice to trochę ponad 50% czasu podróżny Szczecin->Katowice za bardzo porównywalne pieniądze, Justyna wreszcie ma względnie blisko do Szczecina.

Choć Joaquin i mój team są bardzo sympatyczni i otwarci na wiele atrakcji które my też lubimy (chodzenie po górkach, rower, planszówki, gitara, jedzenie), to brakuje nam naszej amerykańskiej MS-Polonii i tego poczucia wspólnoty - tu każdy ma blisko do Polski, rodziny, znajomych ze studiów, liceum etc - więc mimo istotnego nasycenia naszą małą emigracją Wielkiej Brytanii, to jest to jednak coś zupełnie innego. Nikt nie powie że 2000km do Tomka Tyranowskiego czy Marka Ramsa to rzut beretem i to i tak poza King County nasi najbliżsi geograficznie znajomi. Pozdrawiamy wszystkich tych którzy ciągle są zza wielką wodą (z niewymienionych - Krysia, Asia, Szymon, Michał, Natalia, Paweł, Justyna, Franek, Wojtek, Stasiu, Monika, Mateusz, Piotrek, Łukasz, Zuzia i Marcin,Paweł, Kamila, Michał, Agata, Travis, Ewa, George, Karolina, Filip, Karolina i Sebastian - uff, mam nadzieję że o nikim nie zaponiałem), albo jak Michał i Ola - właśnie się tam przenieśli, tudzież tych którzy tak jak my już wrócili (Przemo, Asia, Emilka, Tomek, Ania, Maciej, Andrzej, Ewa i Michał)

Tęsknimy za wspólnym graniem, stekami i wycieczkami i liczymy że z czasem uda nam się przywrócić naszą towarzyską aktywność do odpowiedniego poziomu, zwłaszcza że teraz można nas dużo łatwiej odwiedzać - do czego bardzo wszystkich namawiamy. Szczególnie, że dostaliśmy wreszcie łóżko i przywróciliśmy funkcjonalność kanapy na dole. Nie bez udziału taty który w magiczny sposób dorobił łożysko do kanapy, mimo że IKEA od 2 lat zarzekała się że to niemożliwe, za co serdecznie dziękujemy. Także mamy nadzieje na zintensyfikowanie zwiedzania bliższej i dalszej okolicy, mając na uwadze wspaniale zapowiadające się lato - nie kto inny a Przemo zaraził nas taką aktywnością, za co mu serdecznie dziękujemy.

Zdjęcia i bardziej uporządkowanie informacje pojawią się w terminie późniejszym - kiedy dorobimy się prawdziwego internetu.