sobota, 24 grudnia 2011

Na Boże Narodzenie

Dzielimy się ze wszystkimi którzy tu zaglądają życzeniami radości, zdrowia, spokoju i rodzinnego ciepła.

A w nadchodzącym roku, niech wszystkie Wasze zamierzenia i plany realizują się bez problemów i opóźnień, czego także sobie życzymy!
Przesyłamy ze Szczecina

czwartek, 29 września 2011

Mydło, powidło i pomidorki

Bardzo nam spadła częstotliwość wpisów - po pierwsze, nowa praca wciąga dużo bardziej niż stara, po drugie - zdecydowanie mniej zwiedzamy niż w Stanach (a już jak odliczyć Londyn i Cambridge to w ogóle). Tyle tytułem usprawiedliwiania - w końcu tylko winny się tłumaczy.

Przez wakacje odwiedziło nas mnóstwo gości, może uda nam się do końca roku obrobić wszystkie zdjęcia, póki co opublikowaliśmy trochę z Cambridge i Londynu. Trochę zdjęć z wiosennej wizyty Ani:



W połowie września odbyłem prawie dwutygodniową służbową podróż do USA - miło jest odwiedzić tamte kąty i stary znajomych. A także ponapawać się bliskością gór i przyrody - zwłaszcza, że w King County jako metropolii jest pewnie więcej drzew niż w całej południowej Anglii. Udało mi się odwiedzić zarówno Rainera, stepy Yakimy, jak i wschodnie stoki Gór Skalistych. Poza pracą i wycieczkami trzecim tematem przewodnim było jedzenie - mieliśmy trochę oficjalnych kolacji firmowych i trochę prywatnych wyjść - trzeba przyznać Amerykanom: umieją przyrządzać steki, łososie, hamburgery i boczek. Za stosunkowo niewielkie pieniądze ($17) można zjeść lepszego steka niż w Cambridge w drogich (i dobrych) restauracjach (₤30 = $45). Niestety, brytyjska kuchnia całkowicie zarabia na swoją reputację. Choć mieszkanie w Anglii nadrabia stosunkowo tanią i dobrą żywnością w sklepach, więc pewnie wychodzi na zero.

Po powrocie czuję się jak w Krakowie - wąskie uliczki, pełno ludzi (studentów) na chodnikach, przed knajpami, w sklepach - ruch, życie! W porównaniu z tym bardzo porządne, ładne i zadbane Bellevue wydaje się troche miastem emerytów i yuppies.

I najważniejsze - udały nam się pomidorki - w czerwcu (trochę późno) zasialiśmy do doniczki pomidory i właśnie w tym tygoniu zrobiły się czerwone, słodkie i soczyste. Co prawda ciężko o nie walczyliśmy: znosiliśmy biedronki z okolicy jak zaatakowały je mszyce, podlewaliśmy, chowaliśmy przed wiatrem, wiązaliśmy do patyków - ale udało się. Nie ma jak uroki wiejskiego życia!


sobota, 6 sierpnia 2011

27/11/1993

Czytam "Idea Man" Paula Alena (współzałożyciela Microsoftu i fundatora tramwaju w Seattle) - o tym jak w urywali się z Bill'em ze szkoły i grzebali w śmietnikach w poszukiwaniu listingów (wydruków programu na perforowanym papierze ciągłym) by uczyć się assemblera, jak pisali w swój BASIC na ALTAIR bez posiadania fizycznego komputera, tylko na własnoręcznie stworzonym symulatorze Intel 8080 na DEC PD-10... Fantastyczna lektura dla kogoś kto dorastał z programowaniem..

Ponieważ w PL byliśmy ze wszystkim trochę do tyłu, dużo tych doświadczeń przypomina mi własne przygody - jak pierwszy raz stworzyłem pętle z instrukcji GOTO, jak szukałem fragmentów programów w papierach taty - które potem z nabożeństwem próbowałem zrozumieć...

Z 27 listopada 1993 pochodzi najstarszy mój program na IBM PC, napisany w GW-BASICu (a w zasadzie przepisany) z jakiegoś podręcznika programowania na ATARI - liczył stałą e.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Pogoda kontratakuje

No i wykrakaliśmy - przyszła fala upałów - drugi dzień jest 30 stopni w cieniu, na szczęście noce są przyjemne (17 stopni). Od tego gorąca w Waitrosie wywieźli wszelki towar z lodówek, bo nie są przystosowane do takich temperatur - na szczęście poratowało nas Tesco.
W upalny weekend udało nam się zobaczyć na rowerach kawałek starej drogi rzymskiej - ci to mieli technologie - wkrótce zdjęcia

czwartek, 23 czerwca 2011

Angielska pogoda

Zaczyna się własnie pora lanczu, od rana juz czwarty raz padało i zaraz piąty raz zaświeci słońce i to nie bylejakie, takie które zdąży osuszyć drogi i chodniki. Trochę tak sobie wyobrażam klimat tropikalny, tylko chłodniej.

Po mieszkaniu w Vancouver i Seattle jesteśmy uodpornieni na brzydką pogodę - nawet wolę tutejszą zmienną pogodę w zimę, niż szarobure chmury i deszcz przesz 2 tygodnie bez przerwy. Ale zdecydowanie pora sucha w Waszyngtonie i Kolumbii Brytyjskiej to najprzyjemniejszy klimat, nie to co lato tutaj - choć przynajmniej przeciwdeszczowe kurtki powinny się przydać podczas wypraw w teren.

czwartek, 26 maja 2011

"W Polsce wszystko jest możliwe, nawet zmiany na lepsze"

Byłem dziś na wykładzie "Polish Path To Freedom" w Trinity College, gdzie Adam Michnik streszczał historię ruchów wolnościowych w Polsce. Dla mnie była to trochę próba zobaczenia polskiego "community" poza niedzielną mszą, trochę zobaczenie znanego czlowieka, a trochę wspomnienie dawnych czasów, kiedy na obozach Funduszu właśnie takie spotkania były oknem do wielkiego świata.

Muszę przyznać, że wykład był dosyć obiektywny, jak na swoją przekrojowość rzetelny i przedstawiał Polskę w dobrym świetle - było wyobcowaniu komunistów, o roli Koscioła, o "dziel i rządź" Stalina, o roli chłopskiego uporu etc. Słowem takie ogólniki dla tej jednej trzeciej niepolskojęzycznych słuchaczy - a byli tacy co przyszli z prawie zerową wiedzą o Polsce, a o Michniku nigdy nie słyszeli.

Oczywiście zgrzyty i spory pojawiły się w pytaniach - z jednej strony były niekonstruktywne pochwały, z drugiej równie niekonstruktywne pytania z ciemniej przeszłości i teraźniejszości prelegenta, które ten konsekwentnie ignorował, przy spolaryzowanej reakcji słuchaczy - ot taki nasz koloryt.

Na koniec udało mi się zamienić z nim dwa słowa - zapytałem go co sądzi o młodym pokoleniu, bo co ja sądzę o jego pokoleniu to wiem i interesuje mnie opinia z drugiej strony. Odpowiedział, iż nic jeszcze nie sądzi - co doskonale wpisuje się w stereotyp międzypokoleniowego niezrozumienia:) Potem podzieliłem się myślą, że chociaż reprezentuje istotnie odmienne poglądy i nie oceniam jego działalności pozytywnie, to dziękuje za wykład, bo mi się podobał, był budujący i obiektywny - zdziwił się i podziękował - coby nie było że ludzie zainteresowani Polską i polityką w Cambridge są zupełnie spolaryzowani.

Konkluzja jest prosta - trzeba przynajmniej raz w tygodniu wybrać się na jakieś uniwersyteckie wydarzenie - czy to wykład, czy to koncert czy jeszcze coś innego, bo work life balance to nie tylko imprezy u Joaqina.

niedziela, 22 maja 2011

Krótko o Las Vegas, czyli musztarda po obiedzie

Prawie trzy miesiące potrzebowaliśmy żeby odgrzebać się po przeprowadzce do Cambridge:
"Po pierwsze - jest daleko, leci się 3h, więc już człowiekowi zaczyna się nudzić i być niewygodnie. Nocą miasto jest jedyną jasną przestrzenią w okolicy - reszta to pustynia i góry. Lotnisko utwierdza nas w przekonaniu, że w Vancouver jest najprzyjemniejsze - mimo, iż w Las Vegas też są dywany.

Kasyna są wszędzie - już w terminalu napadła na nas grupa jednorękich bandytów, w drodze do hotelu minęliśmy kilka, a nasz ogromny hotel (mały jak na Las Vegas) przywitał nas nie recepcją a rzędami stolików do pokera. W środku hotelu była przeszklona oranżeria, ze sztucznymi wiewiórkami, dzięciołami, wodospadem etc - dodatków kilka razy dziennie był pokaz laserów na którym wypchany wilk wył, a plastikowy niedźwiedź ryczał. Ale to dopiero początek zwiedzania światowej stolicy kiczu.

Miasto leży między górami, na płaskim terenie - samo też jest płaskie, jedynie The Strip (Las Vegas Blvd) z jego gigantycznymi hotelami gdzie wszystko musi być największe, najbardziej błyszczące i najbardziej niesamowite - przed szklaną piramidą (Luxor) czeka Sfinks; Caesars Palace wygląda jakby ktoś antyczne budowle rozciągnął w pionie trzykrotnie (aż dziwże nie pokusili się na wzorowanie się na starożytnej Grecjii i nie pomalowali kolumn w jaskrawe scenki rodzajowe); przed Bellagio co 15 minut odbywa się pokaz tańczącej fontanny; W The Venetian dla każdego przedstawienia jest osobna scena, jest też piętro z kanałami, gondolami, kamienicami, nawet sztucznym niebem - gdy weszliśmy tam po wieczornym Upiorze w Operze poczuliśmy się jak na jetlagu - niby noc a dzień - nic się nie zgadza. Jest też Statua Wolności, Wieża Eiffela i żywe lwy - do wyboru do koloru, a to wszystko za pieniądze graczy.

Mimo całego tego blichtru w Las Vegas widać kryzys - czego nie szukaliśmy na GPS to było zamknięte, przeniesione, zaciemnione - Starbucks, Whole Foods, restauracje.

Poza miastem zwiedziliśmy tradycyjne pustynne formacje południa - Valley Of Fire, Red Rock Canyon. Zbyt długie zwiedzanie betonowego wnętrza Hoover Dam spowodowało, że spóźniliśmy się na Sky Walk w Wielkim Kanionie - ale i tak wycieczka była słoneczną odmianą bellevueańskiej codzienności."

niedziela, 1 maja 2011

Co ciekawego

Krótka i subiektywna lista wartościowych rzeczy które warto by przenieść do naszego kraju.

przyroda

  • [PL] Lasy bukowe
  • [US/CA] Zadbane parki narodowe i krajobrazowe. Płatne (niedużo), więc są środki na:
    • parkingi w PN
    • mapki
    • dobre oznaczenia
    • porządek
  • Przyroda w Ameryce jest bardziej dzika niż w Europie, ale tego nie da się przenieść.

Banki

  • [EU] Przelewy międzybankowe
  • [PL] Zabezpieczenia bankowości elektronicznej
  • [PL] Prostota zakładania konta
  • [CA] banki wydające karty bankomatowe do ręki – w momencie założenia konta programują kartę
  • [CA] bankomaty z opcja wpłacania na konto
  • [US] Bezpłatne konta i karty kredytowe
  • [CA] miniprzelewy na emaila - coś a la bankowy paypal, tak że można wysłać komuś mały przelew (do $1000) bez pamiętania jego numeru konta

Drogi

  • [US] prosty egzamin na prawo jazdy
  • [US] jak policja ściga kierowców na drogach – nie czai się w krzakach za zasłoniętym znakiem ograniczenia prędkości, tylko łapie tych którzy jeżdżą niebezpiecznie, tzn. istotnie szybciej (i wolniej) niż ogół
  • [US/CA] przepis że jak za tobą na jednopasmowej drodze jest więcej niż 5 (7?) samochodów, musisz zjechać i umożliwić im wyminięcie
  • [US] po autostradach ludzie jeżdżą mniej więcej z tą samą prędkością, nie ma szaleńców jeżdżących slalomem 200km/h i mrugających światłami
  • [UK] ronda (rządzą, nie to co światła, albo 4-way-stopy)
  • [EU] asfaltowe autostrady
  • [UK, US, CA] kultura na drodze (ustępowanie pieszym itd)
  • [US] Na stacjach benzynowych czytniki kart są przy dystrybutorach
  • [US/CA] “double fines in working zones”
  • [PL] Sensowne ograniczenia na autostradach
  • [US,CA] Sensowne ograniczenia w krętych drogach w terenie niezabudowanym
  • [US] Szerokie autostrady i przemyślane węzły
  • [US, CA] zjazdy z autostrady z nr kolejnych mili/kilometrów od początku drogi. W Polsce zjazdy mają numery, ale tylko na mapach, nie ma tych numerów na tablicach przy autostradzie. Bardzo ułatwia poruszanie się po autostradach

rowery

  • [PL/UK] Nie ma obowiązku jeździć w kasku – do pracy i po lesie i tak jeżdżę w kasku (zdrowy rozsądek), ale lubię sobie czasem spokojnie przejechać się po parku bez kasku bez poczucia że to nielegalne
  • [US/CA] rowerowe szlaki turystyczne poprowadzone dawnymi górskimi liniami kolejowymi (mamy dużo takich linii PL)
  • [UK] infrastruktura rowerowa (w szczególności stojaki, kontrapasy)
  • [CA] przyciski do świateł “na żądanie” na ścieżkach rowerowych tak że nie trzeba zsiadać z roweru
  • [US/CA] stojaki na rowery z przodu autobusu

Mieszkania i media

  • [PL/EU] europejskie pralki, z których ubrania wychodzą czyste i pachnące
  • [US/CA] Bloki które nie wyglądają jak betonowe termitiery
  • [PL] ogrzewanie podłogowe (poza Polską nigdzie go nie widzieliśmy)
  • [EU] nowoczesny sprzęt AGD (lodówki, kuchenki, pralki)
  • [US, CA] “domki z tektury”:
    • ciepłe (zaizolowane), nie to co w Wielkiej Brytanii
    • siatki w oknach na owady to standard
    • wbudowane duże szafy
    • w gipsowe ściany łatwo się wbija gwoździe i wkręca kołki i nie potrzeba do tego wiertarki udarowej (nie to co zbrojony gazobeton w wielkiej płycie)
    • układ mieszkania z kuchnią połączoną z dużym pokojem – choć widzimy tu potencjał na poprawę
  • [CA] Tani i szybki internet zakładają w 3 dni (Shaw)
  • [EU] Tanie i bezproblemowe prepiady telefonii komórkowej

Miasto

  • [US/CA] Betonowe równe chodniki które na każdym skrzyżowaniu mają obniżenia dla wózków, inwalidów i ciągnących walizki (my)
  • [CA] płacenie za autobus przy wsiadaniu, a wysiadanie tylnymi drzwiami
  • [US] (+/-) w godzinach szczytu porannego płaci się w autobusie przy wsiadaniu (na przedmieściach), w godzinach szczytu popołudniowego – przy wysiadaniu. Ma to sens, ale jest trochę zakręcone i potrzebowałem nieco czasu by zrozumieć jaka logika się za tym kryje.
  • [CA] Stanley Park, Vancouver i ogólnie infrastruktura miejska:
    • zagospodarowanie brzegu (trochę jak Wisła pod Wawelem ale na dużo większą skalę – przydałoby się na podobny wzór rozwinąć Wały Chrobrego w Szczecinie)
  • [EU] Tramwaje
  • [US] Zadbane parki – jak w SimCity, na każdy kwadrat miasta przypada jeden park, jedna szkoła i 1/2 straży pożarnej
  • [US, CA] proste i jasne zasadny płatnego parkowania w mieście, a nie parkowanie na chodnikach jak w Katowicach czy Krakowie

Zakupy i konsumpcja

  • [PL] różnorodność towarów: - jogurtów, czekolad, kosmetyków, żelazek, telefonów komórkowych, soków
  • [PL] targowisko
  • [CA] u-pick, czyli farmy gdzie można samemu sobie nazbierać truskawek, jagód i malin
  • [CA] dużo lokalnych owoców i warzyw w sklepach, dużo “farm marketów” – taka podróbka targu
  • [US] Internetowa wypożyczalnia filmów NetFlix – za $9/miesiąc można wypożyczyć dowolnie wiele filmów (można mieć na raz tylko jeden), które przysyłają do domu i się je odsyła pocztą (za znaczki płaci NetFlix) a do tego wiele filmów można oglądać przez internet.
  • [US,CA] kelnerzy się starają
  • [US] promocje w sklepach
  • [US] zakupy internetowe i polityka zwrotów
  • [US] ubrania “petit” (z krótszymi nogawkami i rękawami)
  • [CA] lokalne sieciówki (niektóre tylko z/w Kolumbii Brytyjskiej, która ma 3mln mieszkańców): Cactus Club, Purdy’s Chocolate, Blenz Coffe, Le Chateau
  • [US, CA] sprawdzanie wieku przy zakupie alkoholu ( w PL niby patrzą czy ma się 18 lat, ale mnie nigdy nie pytali, a w US/CA co chwile)
  • [EU] Tanie loty
  • [UK] małe prywatne puby, zamiast sieciowych restauracji (gdyby tylko kelnerzy się bardziej uwijali)
  • [PL] Puby otwarte do późna

inne

  • [EU] Dużo urlopu
  • [CA] niskie ceny prądu
  • [US] tanie samochody, rowery paliwo, elektronika, ubrania i jedzenie na mieście (takie lepsze, z kelnerami)
  • [PL] Zupy!
  • [CA/US] Łosoś i steki
  • [CA] CBC Radio 2 (radio publiczne, bez reklam z pieniędzy podatników) i [PL] Trójka
  • [US] Stopień informatyzacji i automatyzacji prywatnej służby zdrowia (typu wyniki z laboratorium na email)
  • [US, CA] kopertki w kościele więc można policzyć ile kto dał na tacę i odliczyć od podatku dochodowego (nieobowiązkowe)
  • [EU] Wsie – na Zachodnim Wybrzeżu nie ma czegoś takiego
  • [CA] Kanada to jedyny kraj gdzie nie czułem się jak przestępca (“pokażcie mi człowieka a paragraf się znajdzie”)

To bardzo subiektywna lista, w której mieszczą się tylko drobiazgi, ale może nam się coś jeszcze przypomnij.

środa, 27 kwietnia 2011

Wszystko idzie bardzo powoli

Wesołego Alleluja!
Przegapiliśmy okazję do złożenia życzeń, ale ciągle jeszcze żyjemy na walizkach...

Jakoś nie możemy się do Wielkiej Brytanii przyzwyczaić - z jednej strony cieszy nasz różnorodność jedzenia, bliskość Polski, względna przyjazność w sklepach... z drugiej strony ciągłe uczucie deja vu, że kilentów tak, to chyba tylko PKP obsługuje - Internet podłączają nam 3 tydzień i jeszcze 2 tygodnie im to zajmie (nie bierzecie Sky), prysznic naprawiają już nam prawie miesiąc. Poczta raz działa błyskawicznie, innym razem gubi przesyłki i wypiera się tego, że je zgubiła, bank potrzebuje 3 tygodnie żeby dopisać Justynę do konta, nie mówiąc już o takich prozaicznych rzeczach jak szybkość obsługi w pubach. A na sam koniec boli nas, że za większość usług płaci się tu więcej niż w Stanach czy w Kanadzie - bardzo nas rozbestwiła amerykańska walka o klienta. Musimy kiedyś przygotować taką listę, co w których krajach nam się podobało i dlaczego.

Dla wtajemniczonych bonusowa informacja - Cambridge jest jak Niwki, a Żelisławice zdecydowanie bardziej przypominają Amerykę.

Podoba nam się wszechobecność roweru w Cambridge, nasz dom - choć zdecydowanie nie jest wart tych 1000 GBP które za niego płacimy - ma swoje zalety - kawałek ogródka, dużą altanę na pudła, rowery i wszystkie te rzeczy które się mogą przydać, living room gdzie można skakać na skakance i dwie sypialnie, jedną zaadoptowaną na pracownie - ledwo ledwo, ale się póki co wszystko mieści. Daria opowiadała, że pracownicy naukowi którzy przeprowadzali się z Ohio, Iowy do Aberdeen popełnili błąd - zabrali amerykańskie meble, których w UK nawet przez drzwi się przenieść nie dało. Ta różnica w przestrzeni wgryza się w mózg - nasze mieszkanie w Katowicach wydawało mi się zawsze względnie przestronne, po przyjeździe ze Stanów, gdy nas nie było 2 lata, robiło bardzo klaustrofobiczne wrażenie, ale teraz na Wielkanoc po ledwie 2 miesiącach w UK standard później wielkiej płyty wydaje się luksusem;)

Poza Darią i Davidem, widzieliśmy się już z Tadkiem i Anią - musimy ich teraz odwiedzić w Wielkim Mieście, bo nasza prowincja jest urokliwa, ale nawet do Ikei musieliśmy pojechać do Londynu, nie mówiąc o bardziej ulubionych sklepach.

Żeby nie było że tylko narzekamy - podróże do Polski - błyskawiczne i względnie tanie - Cambridge->Katowice to trochę ponad 50% czasu podróżny Szczecin->Katowice za bardzo porównywalne pieniądze, Justyna wreszcie ma względnie blisko do Szczecina.

Choć Joaquin i mój team są bardzo sympatyczni i otwarci na wiele atrakcji które my też lubimy (chodzenie po górkach, rower, planszówki, gitara, jedzenie), to brakuje nam naszej amerykańskiej MS-Polonii i tego poczucia wspólnoty - tu każdy ma blisko do Polski, rodziny, znajomych ze studiów, liceum etc - więc mimo istotnego nasycenia naszą małą emigracją Wielkiej Brytanii, to jest to jednak coś zupełnie innego. Nikt nie powie że 2000km do Tomka Tyranowskiego czy Marka Ramsa to rzut beretem i to i tak poza King County nasi najbliżsi geograficznie znajomi. Pozdrawiamy wszystkich tych którzy ciągle są zza wielką wodą (z niewymienionych - Krysia, Asia, Szymon, Michał, Natalia, Paweł, Justyna, Franek, Wojtek, Stasiu, Monika, Mateusz, Piotrek, Łukasz, Zuzia i Marcin,Paweł, Kamila, Michał, Agata, Travis, Ewa, George, Karolina, Filip, Karolina i Sebastian - uff, mam nadzieję że o nikim nie zaponiałem), albo jak Michał i Ola - właśnie się tam przenieśli, tudzież tych którzy tak jak my już wrócili (Przemo, Asia, Emilka, Tomek, Ania, Maciej, Andrzej, Ewa i Michał)

Tęsknimy za wspólnym graniem, stekami i wycieczkami i liczymy że z czasem uda nam się przywrócić naszą towarzyską aktywność do odpowiedniego poziomu, zwłaszcza że teraz można nas dużo łatwiej odwiedzać - do czego bardzo wszystkich namawiamy. Szczególnie, że dostaliśmy wreszcie łóżko i przywróciliśmy funkcjonalność kanapy na dole. Nie bez udziału taty który w magiczny sposób dorobił łożysko do kanapy, mimo że IKEA od 2 lat zarzekała się że to niemożliwe, za co serdecznie dziękujemy. Także mamy nadzieje na zintensyfikowanie zwiedzania bliższej i dalszej okolicy, mając na uwadze wspaniale zapowiadające się lato - nie kto inny a Przemo zaraził nas taką aktywnością, za co mu serdecznie dziękujemy.

Zdjęcia i bardziej uporządkowanie informacje pojawią się w terminie późniejszym - kiedy dorobimy się prawdziwego internetu.

piątek, 4 marca 2011

Terroryści

Tytułowi bohaterzy to oczywiście HMRC, czyli brytyjski urząd skarbowy i nie chodzi tu o 20% VAT czy brak możliwości wspólnego rozliczania się z podaktu dochodowego, ale o przygotowywanie formularzy opisujących rzeczy które przywozimy ze Stanów.

Po pierwsze chcą żebyśmy dokładnie wypisali jakie mamy perfumy, jak dużo, gdzie kupione, jakiej marki, kiedy kupione, o jakiej wartości etc etc. Po drugie na liście rzeczy których import jest zabroniony poza narkotykami, bronią palną, nożami i mięsem - zabronione są też komiksy z horrorami.

Na pocieszenie US Treasury zdeponowało mi $1107 na pustym nowootwartym koncie. Niestety pewnie trzeba będzie oddać...

środa, 2 marca 2011

42 km

Tyle przeszedłem na trasie dom-praca-dom odkąd przeprowadziliśmy się do Cambridge, to mniej więcej tyle co z Katowic do Żelisławic, czyli przed długi okres czasu najdłuższa odległość jaką pokonywałem w życiu samochodem (jako pasażer).

W Cambridge dominują rowery, wszyscy na nich jeżdżą jak szaleńcy, do tego jeszcze jest ruch lewostronny i wąskie ulice i chodniki - więc nie wiadomo gdzie się chować - aż się nauczyłem robić "shoulder-checki" na chodniku przed zmianą kierunku. Niestety nasze rowery jadą gdzieś przez prerie, albo płyną przez Pacyfik, więc nie mamy z nich pożytku. Ale 3.8km to niecały 1km więcej niż droga do liceum, albo Pałacu, więc 35-40min wystarczy (czyli na każdą godzinę w pracy przypada niecały 1km spaceru). Autobusem wraz z dojściem na przystanek taka podróż zajmuje 30min, więc nie jest to zbyt duży postęp.

Ruch samochodowy jest mocno ograniczony, wjazdowe ulice do centrum miasta maja wysuwane pachołki które chowają się w jezdni za okazaniem identyfikatora. Ale mimo tych nieamerykańskich warunków miasto jest bardzo przyjemne - wygląda trochę jak Kraków który kończy się na Alejach.

Praca w Microsoft Research jest fantastyczna - przede wszystkim wszyscy robią wrażenie istotnie mądrzejszych ode mnie, więc jest wiele perspektyw do nauki. Po drugie panuje tam dużo większa różnorodność i bardziej "geekowy" klimat - jakieś niestworzone wynalazki z styropianu, monitorów LCD i klocków lego, które być może są częścią jakiegoś poważnego projektu, a być może służą tylko do zabawy są porozkładane na różnych szafkach, czasem nawet w kuchni. Atmosfera jest dużo bardziej naukowa niż na głównym kampusie, nawet MikTex jest preinstalowany na firmowym laptopie:) Poza tym nowy team jest dużo bardziej zintegrowany - bo w zasadzie jesteśmy tam jedynymi ludźmi z Binga (na trochę ponad 100 osób), więc chodzimy razem na lancze, kawę itd. Niestety oferta kulinarna jest jeszcze słabsza niż w City Center Plaza w Bellevue, ale cóż - nie można mieć wszystkiego - rekompensuje to sobie jogurtami bakomy z Tesco.

W poniedziałek było dla nowych pracowników spotkanie z jednym z dyrektorów MSR, prof. Simon Peyton Jones (ten od Haskella), trochę opowiadał historii, po krótce co robią różne grupy - było tam też dziecko mojego obecnego teamu - AdPredict. Z nowo przyjętych ludzi tylko ja byłem etatowym pracownikiem - reszta to doktoranci, postdocy i profesorowie na badaniach - z tego co zapamiętałem - ktoś z RPA, doktorant z Kalifornii pracujący nad komputerowym systemem śledzenia pszczół i dziewczyna z Kanady modelująca komputerowo wpływ wycinania lasu na żyjące tam zwierzęta (i potem się dziwią skąd takie stereotypy).



poniedziałek, 28 lutego 2011

Wyprowadzka ze Stanów

Przeprowadzacze do Wielkiej Brytanii:
- spakowali makulaturę i żarówki 110V
- nie wynajęli nam hotelu na jeden dzień i jedna noc spaliśmy w pustym mieszkaniu, bo hotel był dopiero od czwartku
- t-mobile prepaid nie ma roamingu w EU (jak na Wołyniu przed wojną)
- w czwartek, dwa dni przed odlotem wszystko się w pracy posypało
- lecieliśmy przez Minneapolis do Londynu, szkoda że nie bezpośrednio
A oto zdjęcia z szalonej antyparapetówy wśród gołych ścian:

środa, 19 stycznia 2011

Poniemieckie autostrady w Kalifornii

Ostatnimi obrabianymi, w długie, szare, desczowe wieczory zdjęciami, były radosne i słoneczne zdjęcia z wakacyjnych odwiedzin Tomka w Kalifornii - studia filmowe Warner Bros., muzeum figur woskowych, leniuchowanie na plaży, oraz ogrody botaniczne Huntingtona dodawały energii do pracy. Nie mieliśmy o tym pisać, ale temat niejako sam się pojawił.



Chodzi o kilka słów wyjaśnienia w sprawie autostrad - tytułowa poniemiecka autostrada to Arroyo Seco Parkway/Pasadena Freeway z Los Angeles do Pasadeny, wybudowana w latach 1930-1940 w miejscu dawnej ekspresowej płatnej drewnianej drogi rowerowej California Cycleway z 1897 roku. Mimo iż Kalifornia nie była wtedy jeszcze rządzona przez Austriaka z pochodzenia, droga bardzo przypomina to co III Rzesza zostawiła w zachodniej Polsce:
  • Betownowa nawierzchnia z płyt, które się już zdążyły nieźle zwichrować
  • Wąska (jak na Kalifornię 3 wąski pasy w jedną stronę bez pobocza to wąsko) i kręta - przebiega przez pagórkowaty teren i jej inspiratorami byli ludzie z kalifornijskiego automobilklubu, którzy lubili sobie przyjemnie pośmigać na zakrętach
  • Z prawdziwymi "suicide lane", czyli wjazdami i zjazdami pod kątem prostym, gdzie jest tylko 2-3 metry na "rozpędzenie się" i iście samobójcze włączenie się ruchu.
Jeśli ktoś jechał w Polsce A18 z Legnicy do Berlina, albo autostradą Berlin-Szczecin (po obu stronach Odry) to błyskawicznie odnajdzie się na tej kalifornijskiej autostradzie 110. Jeśli do tego Kalifornijczycy robią   wrażenie bardziej się śpieszących i śmiganie ich autostradami jest bardziej stresujące niż jazda takowymi w Waszyngtonie czy Polsce i przypomina wąską drogę ekspresową Bytom-Gliwice to wyjaśnienie tytułu będzie kompletne.

Z samochodowych przygód to jeszcze dostaliśmy w Pasadenie mandat za złe parkowanie (bo parkingowy nie zobaczył kwitka, który był w schowku) - więc napisaliśmy odwołanie i po 3 miesiącach (z obiecanych 6 tygodni) dostaliśmy list z City of Pasadena, że postanowili "przebaczyć i puścić w niepamięć".