Dziewczyny na babskim spotkaniu w czwartek ustaliły, że o ile szalone brykanie w sobotę ma sens (wstawaliśmy o 5 rano!) to niedziela to czas na bardziej spokojne spędzenia czasu. Wybraliśmy się więc dużą grupą na grill do Marymoor Park - było nas hohoho i trochę a to i tak mniej niż połowa.
Park leży na północnym krańcu jeziora Sammamish, niedaleko głównego kampusu Microsoftu. Dotarliśmy tam wszyscy bez problemu, tylko Andrzej stwierdził że nie może znaleźć miejsca do parkowania i wrócił do domu zostawić samochód, a za niecałą godzinę po prostu przybiegł - bo przygotowuje się do maratonu.
Grill nie był takim mdłym obijaniem się - mieliśmy dużo emocji. Przede wszystkim mieliśmy tylko 5 (pięć!) zapałek i musieliśmy oszczędzać i kombinować żeby się udało. Ognia nie zabrakło, ale zepsuliśmy gazowy grill Ani i Macieja - a potem nieskutecznie (nie)przerobiliśmy go na grill węglowy. Odkryliśmy też że podpałka się nie chce palić nawet po wrzuceniu na rozżarzone węgla - bekon za 2.99$/funt pali się tysiąc razy lepiej i jeszcze jest tańszy!