sobota, 11 lutego 2012

Śnieżna zima

Zrobiła się u nas prawdziwa zima - nie taka angielska z deszczem, mgłą i temperaturami w okolicy 7*C. Na szczęście ta nasza nie jest też aż taka mroźna jak ta w Polsce. Pierwszy śnieg spadł w ubiegłą sobotę w nocy, potem padał jeszcze trochę w czwartek, temperatury były dodatnie w dzień, ujemne w nocy, więc na drogach już jest sucho i czarno, za to na polach i w ogródkach biało. Dziś w nocy były mrozy, chyba z -10 C, na szczęście rury wytrzymały (mimo iż są na zewnątrz budynku - może to taki patent: domy są słabo ocieplone by oddawały ciepło rurom?)

Niedzielny zaśnieżony poranek wywołał prawdziwą furorę: Samochody nie jeździły, ludzie wyszli na spacery: Robić zdjęcia, bawić się z dziećmi oraz lepić różne rzeczy. Kolega z pracy opowiadał że miał okazję w niedziele dobrze poznać wszystkich sąsiadów z ulicy kiedy razem z dziećmi urządzili bitwę na śnieżki. Na licznych cambridżańskich błoniach ludzie oddawali się różnym rozrywkom: Rodzice budowali ze śniegu igloo i bałwany podczas gdy małe dzieci tarzały się w śniegu. Na niewielkim wzniesieniu (2m?) ustawiła się gromadka chętnych do jazdy na sankach. Koło tradycyjnych bałwanów stały te bardziej wyrafinowane, jak śnieżny student w kapeluszu i krawacie popijający piwo, te obsceniczne, a także prawdzie śnieżne arcydzieła, jak rzeźba Buddy.
Wszystkich ogarnęła potrzeba toczenia kul ze śniegu - dorośli - w wieku postudenckim, bez dzieci - także w przerwie między zakupami turlali wielkie śnieżne kule. Ogólnie atmosfera była bardzo rozrywkowa, mimo apokaliptycznych raportów drogowych (autostrady stoją, pociągi opóźnione).

W poniedziałek jeszcze ulice były białe, więc zgodnie z tendencją zostałem i pracowałem z domu. Potem już dało się bez problemu jeździć, tyle że cały tydzień było zimno. Z resztą po śniegu też się fajnie jeździ, tylko że jako dojeżdżanie do pracy to nie ma sensu - za dużo radości, za mało kilometrów na godzinę:)

czwartek, 2 lutego 2012

Walka z wiatrakami (tzn Ryanair'em)

Od kilku dni usiłuje kupić Ryanair Cash Passport, czyli prepaidową kartę najbardziej nielubianej linii lotniczej, która zwalnia z płacenia dodatkowej opłaty za płatność kartą. Jest to podstępne i złe, bo dzięki temu możemy zaoszczędzić 24 funty na każdym locie do Polski. Co prawda kupując tą kartę, to jak wchodzić w paszczę lwa i zapisać do klubu dobrowolnych dawców organów. Ale zawsze - "żejsławska" chytrość ze mnie wychodzi. W każdym razie strona Ryanaira broni się jak ów wcześniej wspomniany lew przed moją kartą debetową - za żadne skarby nie chce zaakceptować dobrowolnie przekazywanych im 156 funtów. Czyżby mały sabotaż zniechęcający do tańszego latania?

PS Po przeczekaniu udało nam się ją kupić. Zobaczymy co z tego wyniknie.