czwartek, 17 kwietnia 2008

Rolki



Wszystkie prognozy mówiły, że po chłodnym tygodniu w sobotę będzie ciepły i słoneczny dzień, więc chcieliśmy się ten czas spędzić na świeżym powietrzu. Nie mogliśmy tylko się zdecydować w jakiej formie - bo Justyna ma rolki, a ja rower. W piątek więc wybraliśmy się do sklepu sportowego z nadzieją kupienia jednego albo drugiego. Wybór rolek okazał się łatwiejszy, tak więc następnego dnia rano pojechaliśmy, do Downtown Vancouver, żeby razem z Stasiem i jego żoną Justyną pojeździć w Stanley Parku.

Ponieważ jedynym doświadczonym rolkarzem w naszym gronie był Stasiu, byliśmy prawdziwą bandą zawalidrogów. Szybko okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na pomysł spędzenia czasu w parku - ludzi było mnóstwo i na chodniku i na ścieżce rowerowej, co dodatkowo potęgowało stres związany z jazdą - nigdy wcześniej na rolkach nie jeździłem, ubrałem się w kask i ochraniacze wszelakie, które amortyzowały moje liczne upadki, ale bałem się że nie pomogą tym ludziom na których się będę przewracał. Na szczęście obyło się bez kontuzji.

Pierwszy postój mieliśmy przy indiańskich totemach, drugi przy "Syrence" (pani płetwonurek?), trzeci w Vancouver Aquarium. Nigdy przedtem nie byliśmy w oceanarium, więc zrobiło to na nas wrażenie. Wydaje nam się, że docelowy wiek zwiedzających jest niższy niż nasz, ale i tak się nam bardzo podobało - szkoda tylko, że nie było z nami Oli. W szczególności pokaz akrobacji delfinów wywarł duże wrażenie, choć było dużo ludzi, którzy niekiedy nam zasłaniali widok.



















W Aquarium trochę się zasiedzieliśmy i musieliśmy potem szybko wracać do Downtown, żeby Justyna i Staś mogli oddać swoje pożyczane rolki. Przez to wszystko wracaliśmy skrótem, gdzie było dużo strasznych miejsc dla początkujących rolkarzy.

Kiedy już cali i zdrowi skończyliśmy rekreacyjną część dnia, wybraliśmy się do Justyny i Stasia na obiad. Ich tymczasowe mieszkanie jest na 10 piętrze wieżowca tuż obok stacji Waterfront i z okna jest widok na zatokę i góry na północy Vancouver. Wieczorem jeszcze spotkaliśmy się z Pawłem, który podrzucił nas do domu.

















Więcej zdjęć w galerii.

Brak komentarzy: