Choć lancz w Google to niewątpliwie atrakcyjna sprawa, to jednak środkowa Kalifornia oferuje także wiele innych rzeczy wartych zobaczenia.
Przylecieliśmy na lotnisko w San Juan (południowy kraniec zatoki) wieczorem, potem pociągiem do Mountain View, gdzie nocowaliśmy. Rano planowaliśmy wybrać się również pociągiem do San Francisco, ale ponieważ poprzedniego dnia gadaliśmy do 3 na ranem, to ranna wyprawa zaczęła się około 11 - w San Francisco byliśmy dopiero przed pierwszą. Tam przespacerowaliśmy się po Downtown, dzielnicach włoskiej i chińskiej - potem przeszliśmy na nadbrzeże, gdzie widzieliśmy między innymi ponad setkę lwów morskich które sobie tam leżakowały - okropnie to wyglądało - jak jakiś obóz koncentracyjny - a co ciekawe lwy tam były z własnej woli. Na pożyczonych rowerach zrobiliśmy jeszcze krótką przejażdżę na most Golden Gate.
Konkluzja jest taka: San Francisco, owszem, jest ciekawe, miejskie, ludne etc. ale Vancouver jest ładniejsze:) Też mgła i zimno, za to góry większe i widoki lepsze - tylko fal nie ma tak dużych:(
Następnego dnia zrobiliśmy morderczą wycieczkę do Parku Narodowego Sekwoi - w sumie 900km w samochodzie. Było bardzo fajnie, choć mogliby posadzić jakieś konwencjonalne drzewa przy sekwojach, bo tak to one w swoim towarzystwie nie wyglądały na takie specjalnie duże.
W niedzielę zwiedzaliśmy Alcatraz - znowu zmarzliśmy - San Francisco to jednak nie Los Angeles. Bardzo nam się podobało - szczególnie Justynkę zachwyciło klimatyczne nagranie, które służyło za przewodnika - aż zakupiliśmy sobie z nim płytę.
Przylecieliśmy na lotnisko w San Juan (południowy kraniec zatoki) wieczorem, potem pociągiem do Mountain View, gdzie nocowaliśmy. Rano planowaliśmy wybrać się również pociągiem do San Francisco, ale ponieważ poprzedniego dnia gadaliśmy do 3 na ranem, to ranna wyprawa zaczęła się około 11 - w San Francisco byliśmy dopiero przed pierwszą. Tam przespacerowaliśmy się po Downtown, dzielnicach włoskiej i chińskiej - potem przeszliśmy na nadbrzeże, gdzie widzieliśmy między innymi ponad setkę lwów morskich które sobie tam leżakowały - okropnie to wyglądało - jak jakiś obóz koncentracyjny - a co ciekawe lwy tam były z własnej woli. Na pożyczonych rowerach zrobiliśmy jeszcze krótką przejażdżę na most Golden Gate.
Konkluzja jest taka: San Francisco, owszem, jest ciekawe, miejskie, ludne etc. ale Vancouver jest ładniejsze:) Też mgła i zimno, za to góry większe i widoki lepsze - tylko fal nie ma tak dużych:(
Następnego dnia zrobiliśmy morderczą wycieczkę do Parku Narodowego Sekwoi - w sumie 900km w samochodzie. Było bardzo fajnie, choć mogliby posadzić jakieś konwencjonalne drzewa przy sekwojach, bo tak to one w swoim towarzystwie nie wyglądały na takie specjalnie duże.
W niedzielę zwiedzaliśmy Alcatraz - znowu zmarzliśmy - San Francisco to jednak nie Los Angeles. Bardzo nam się podobało - szczególnie Justynkę zachwyciło klimatyczne nagranie, które służyło za przewodnika - aż zakupiliśmy sobie z nim płytę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz