niedziela, 4 października 2009

Wyprawa do Doliny Krzemowej (1)

Tak jak rok temu, jesienią wybraliśmy się do Kalifornii, tym razem w jej centralną (północną?) część - do Doliny Krzemowej i San Francisco. Gościli nas tam interni konkurencyjnej firmy na G. - Szymek, Maciek, Kodi i Przemek - prawie wszyscy z Pika:) Tak się też złożyło, że w tym samym czasie Andrzej i Asia mieli swoją wycieczkę po USA i akurat się spotkaliśmy wszyscy w jednym mieszkaniu w Mountain View.

W tym mieszkaniu przy jednej ścianie stały stoły jeden obok drugiego, a na nich macbooki, bo okazało się, że wszyscy są mniejszymi lub większymi fanami sprzętu Apple. Robiło to niesamowite wrażenie, jak cała czwórka siedziała przy stole i klepała jakiś kod. Aż mi się łezka w oku zakręciła za pięknym życiem studenckim - Acek pisał prace magisterską, Kodi i Przemkiem prace zaliczeniowe na zajęcia, które prowadził Acek, wszystkim się nic nie chciało i na dodatek my ich jeszcze demotywowaliśmy. Prawie jak Koło:)

Ponieważ chronologia wpisów na bloga trochę się popsuła przez naszą przeprowadzkę, to pozwolę od razu przytoczyć wnioski z wizyty w Google - bo udało nam się też zobaczyć firmę:
- mają zdecydowanie lepsze jedzenie niż w Microsofcie, nie tylko o to chodzi że za darmo, ale smaczniejsze, większy wybór i łatwiej nakładać małe porcje - co prawda zawsze i tak człowiek nabierze za dużo.
- fajne "geekowe" pomysły: na kafeterie głosuje się kolorowymi klockami lego, pralnia na miejscu,...
- kiedy mniej pada można więcej jeździć na rowerze, zwłaszcza że zamiast "shuttli", czyli wewnętrzno-MS-owych taksówek są tam blue-bike'i, którymi dużo ludzi się przemieszcza między budynkami.
Co tu dużo mówić - Microsoft się zestarzał i jest dla "wapniaków":( - wszak najważniejsza informacja pierwszego dnia to szczegóły ubezpieczania zdrowotnego.

Jeszcze dla porządku dodam, że Google zwiedzaliśmy ostatniego dnia naszego pobytu, a potem zrobiliśmy jeszcze króciutką wycieczkę po uniwersytecie Stanforda.

Brak komentarzy: