środa, 7 lipca 2010

Pólwysep Olimpic


Za namową Donaty i Mateusza wybraliśmy się do Olimpic National Park - mieliśmy niesłychanie ambitne plany z których udało nam się zrealizować niewielką część. Trochę w tym naszej winy, a trochę nieszczęśliwych (jak zawsze) zbiegów okoliczności, jak choćby korki na prom przez Zatokę Pugeta - w końcu pojechaliśmy dookoła i dopiero po 12 byliśmy po drugiej stronie.

Góry Olimpic leżą na półwyspie osłaniającym Seattle od Pacyfiku - na pełne morze wypływa się przez Juan de Fuca tudzież Cieśniną Georgia w Kanadzie. Pierwszy krotki postój mieliśmy w okolicach Dungenes Bay, gdzie jest najdłuższa mierzeja w USA; nie zrobiła na nas szczególnego wrażenia, pewnie gdybyśmy musieli ją obejść, dała by się nam we znaki. Następnym przystankiem była grań Hurricane Ridge. Liczyliśmy tam na alpejskie łąki ale okazało się, że wszystko już przekwitło, choć nieopodal leżaly jeszcze płaty śniegu.



Ostatnim większym przystankiem tego dnia była plaża Rialto, gdzie mieliśmy okazję podziwiać piękny zachód słońca i wielkie fale.
Nocowaliśmy w Forks, które nieprzyjemnie nas zakoczylo brakiem otwartych lokali gastronomicznych i wyłączeniem prądu o pólnocy. Wampirze atrakcje obfotografowaliśmy w niedzielę.



Tego dnia oglądaliśmy jeszcze las deszczowy w dolinie rzeki Hoh, gorące źródła Sol Duc i Lake Crescent. Do domu udało nam się wrócić dopiero przed północą.


Brak komentarzy: