Do trzech razy sztuka! Długi weekend z okazji Święta Niepodległości okazał być się na tyle motywujący, że wybraliśmy się zwiedzać Portland - najbliższe duże miasto w USA, już w sąsiednim stanie - Oregonie. W ten oto sposób odwiedziliśmy już wszystkie największe miasta na Zachodnim Wybrzeżu i możemy co nieco o nich powiedzieć z perspektywy turysty i częściowo mieszkańca - Portland pasuje się nieco przed Seattle ale zdecydowanie za San Francisco, o naszym ulubionym mieście na północy nie wspominając:) Ten ranking jest nieco niesprawiedliwy wobec Seattle, bo Portland to najmniejsza z metropolii Zachodniego Wybrzeża a my krótko mówiąc nie jesteśmy fanami megalopolis.
Ale obiektywnie Portland ma pewne cechy które nam się podobają - w Dowtown dominuje zieleń, jest dużo drzew - więcej nawet niż w Vancouver - ale też i wieżowców jest mało - nasze Dowtown Bellevue wydaje być się bardziej amerykańskie w tej kwestii. Jeździ też kilka linii tramwajowych - "szybkie", zwykle i napowietrzene = tym ostatnim nie udało nam się przejechać. Miasto słynne jest też ze swoich ogrodów, mostów i (mikro)browarów - w samym Downtown widzieliśmy trzy!
Oregon znany też jest z braku podatku od sprzedaży, co powoduje duże kolejki na stacjach benzynowych przy granicy ze stanem Waszyngton, a nas skusiło na wyprawę do outletów by jeszcze bardziej cieszyć się z niskich cen.
Poza miejskimi atrakcjami odwiedziliśmy też mnichów od św. Brygidy (jedyne zgromadzenie na świecie, robią dobrą czekoladę), lokalnego producenta truskawek i innych pysznych owoców, wdrapaliśmy się na skalę Beacon Rock i oglądaliśmy wulkan Mt Helen - ostatnia erupcja 1980, taka prawdziwa ,a nie kopcenie jak na Islandii:). Niestety góra schowała się nad gęstą pokrywą chmur wiec niewiele widzieliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz