poniedziałek, 13 października 2008

California Dreamin' (3)

We wtorek pojechaliśmy do centrum Los Angeles, wyjątkowo metrem. Wyglądało trochę jak większe tramwaje i prawie cały czas było naziemne - stacja w Pasadenie była między pasami autostrady. Najpierw odwiedziliśmy Chinatown, ale na mieszkańcach Richmond nie zrobiło ono najmniejszego wrażenia :). Stamtąd przespacerowaliśmy się do Downtown - okropny smog zalega nad Los Angeles, czasem wieżowce z następnej przecznicy wyglądały jak za żółtawą mgłą, mimo że niebo było bezchmurne. Po drodze minęliśmy Disney Concert Hall i wstąpiliśmy do katedry Our Lady of the Angles. Katedra jest nowa, wybudowana w ciągu ostatnich 10 lat, z super-hiper zabezpieczeniami przed trzęsieniami ziemi, wielkim podziemnym mauzoleum (pustym, ale wierni już wykupują miejsca) - trochę przypomina Arkę w Nowej Hucie. Spędziliśmy tam więcej czasu, bo spotkaliśmy takiego starszego pana (o polskich korzeniach), który nam opowiadał wszelkie historie tej katedry. Potem poszliśmy zobaczyć właściwe centrum i wieżowce - nie robią one takiego wrażenia jak w Vancouver, mimo że są wyższe, ale są dużo bardziej rozproszone. Pod jednym z takich drapaczy chmur, chyba Bank of America - dobrze że się nie zawalił :) - mieliśmy mały postój na posiłek.

Następnym celem była dzielnica meksykańska koło Union Station - dzielnica meksykańska w Los Angeles to jak chińska dzielnica w Richomnd. Była to miła odmiana, dużo straganów, ludzie tańczący na głównym placu do muzyki ulicznych grajków i małomiasteczkowy klimat.

Wieczorem podsumowywaliśmy nasz pobyt i wyszło, że jeszcze tylu rzeczy nie widzieliśmy - więc następnego dnia wybraliśmy się na objazdową wycieczkę w amerykańskim stylu - przez góry na północy Pasadeny, pustynię, znowu góry aż do plaży w Malibu - gdzie było jeszcze zimniej niż w Santa Monica, za to fale były większe.


Brak komentarzy: