Czekaliśmy, czekaliśmy i się nie doczekaliśmy - na wizy L-1 oczywiście. Niestety, nim wreszcie, po prawie dwóch miesiącach czekania (zamiast obiecanych 2 dni) dostaliśmy wizy, najpierw musieliśmy zmienić mieszkanie. Przenieśliśmy się z Westminister Highway, na Ferndale Road, całe 500m bliżej Microsoftu, ale też dalej od sklepów.
Planowaliśmy wynająć mieszkanie w bloku z basenem - nasi znajomi takie mają, a basen do którego można dojechać windą jest bardzo fajną rzeczą - nie trzeba się specjalnie ubierać, suszyć włosów etc. Niestety, o ile widzieliśmy dużo mieszkań z krytymi basenami (odkryty basen miał nawet nasz 20-letni, stary i zapuszczony blok), to praktycznie we wszystkich przejście między częścią mieszkalną a brykalną ("ammenities") było na powietrzu. Nie wiem czemu - według nas to karygodny błąd, a takie zadaszone przejście kosztuje pewnie niewiele więcej niż sztuczna rzeka i fontanna (sic!).
Skończyło się jednak na mieszkaniu bez basenu, nieco mniejszym niż poprzednie (700 stóp kwadratowych). Problemy z ustawieniem mebli w mieszkaniu, w szczególności biurek przekonały nas, że następnym razem będziemy potrzebować już dwóch sypialni - jedną do spania, drugą na biurka.
Szkoda tylko, że nasza przeprowadzka okazała się być bez sensu, bo skoro mamy już wizy to możemy się przenieść do USA. Ale chyba nie zdecydujemy się na to od razu, bo mieszkanie w czwartym najlepszym mieście na świecie jest w miarę fajne, a Seattle jest dopiero 50-te. Przede wszystkim łatwiej nas odwiedzić w Kanadzie, do której nie trzeba wiz, niż w USA. Więc mimo, iż w USA wg prawników jesteśmy od końca marca, fizycznie znajdziemy się tam pewnie w połowie wakacji.
Planowaliśmy wynająć mieszkanie w bloku z basenem - nasi znajomi takie mają, a basen do którego można dojechać windą jest bardzo fajną rzeczą - nie trzeba się specjalnie ubierać, suszyć włosów etc. Niestety, o ile widzieliśmy dużo mieszkań z krytymi basenami (odkryty basen miał nawet nasz 20-letni, stary i zapuszczony blok), to praktycznie we wszystkich przejście między częścią mieszkalną a brykalną ("ammenities") było na powietrzu. Nie wiem czemu - według nas to karygodny błąd, a takie zadaszone przejście kosztuje pewnie niewiele więcej niż sztuczna rzeka i fontanna (sic!).
Skończyło się jednak na mieszkaniu bez basenu, nieco mniejszym niż poprzednie (700 stóp kwadratowych). Problemy z ustawieniem mebli w mieszkaniu, w szczególności biurek przekonały nas, że następnym razem będziemy potrzebować już dwóch sypialni - jedną do spania, drugą na biurka.
Szkoda tylko, że nasza przeprowadzka okazała się być bez sensu, bo skoro mamy już wizy to możemy się przenieść do USA. Ale chyba nie zdecydujemy się na to od razu, bo mieszkanie w czwartym najlepszym mieście na świecie jest w miarę fajne, a Seattle jest dopiero 50-te. Przede wszystkim łatwiej nas odwiedzić w Kanadzie, do której nie trzeba wiz, niż w USA. Więc mimo, iż w USA wg prawników jesteśmy od końca marca, fizycznie znajdziemy się tam pewnie w połowie wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz