poniedziałek, 19 maja 2008

Długi weekend - Lynn Creek


W sobotę wielką grupą (Andrzej, Justyna, Justyna, Michał, Natalia, Paweł, Stasiu i ja - na dwa samochody) wybraliśmy się do Lynn Creek, doliny pod Grouse Mountain w North Vancouver, mającej w sumie kilkanaście kilometrów i podzielonej na kilka "parków". Wzdłuż rzeki jest obszar raczej spacerowy, górna częśc jest trudniejsza, z szlakami na Colloseum i Grouse Mnt; my wybraliśmy się na średnią trasę - na Lynn Peak - drugą z dwóch gór otaczającą środkową część doliny. Jest to typowy górski szlak, jaki można spotkać choćby w Beskidach.
Samochodem dojechaliśmy na 200 m npm, udało nam się znaleźć miejsca do parkowania na drugim parkingu od wejścia do parku - pierwszy już o 9 był zajęty. Na 700 m zaczął się śnieg, który był już do samego szczytu. Nie miałem najlepszych butów na to przejście, ale turyści których mijaliśmy mieli głównie tenisówki, więc nie odróżniałem się od nich zbytnio.
Pogoda była wyśmienita: ponad 25 st, bezchmurne niebo, lekki wiaterek. Szliśmy głównie w cieniu, więc upał nam nie doskwierał szczególnie. Ciekawe zjawisko można było zaobserwować na postojach powyżej linii śniegu, kiedy to z góry sunęło zimne powietrze (na wysokości kolan), a z dołu, po południowo-wschodnim stoku wiał bardzo ciepły wiatr (na wysokości twarzy). Liczyliśmy, że na szczycie (921 m pnm) będzie dobry widok na Downtown, ale powietrze nie było wystarczająco przejrzyste.
Po zdobyciu Lynn Peak planowaliśmy zobaczyć wiszący most nad rzeką - nie tak sławny jak Capilano, ale za to za darmo. Może byłaby to atrakcja (zdjęcia wodospadu etc..) gdyby nie to że most był wąski, dużo ludzi i nie było szans na zejście niżej. Przed 16 byliśmy już w drodze powrotnej.

Brak komentarzy: