środa, 16 stycznia 2008

Pierwsze wrażenia z MCDC

Ostatnie trzy miesiące w Polsce pracowałem w Motoroli.
Było tam średnio, wszystko było strasznie zbiurokratyzowane - ludzie byli fajni, mili, starali się i walczyli jakoś z biurokracją na poziomie CMM5 , ale porównując MS i Moto (wielkie korporacje) to w MS wszystko jest jakoś mniej formalne. Może to dlatego że Motorola dużą część swojej aktywności wiąże z kontraktami rządowo-militarnymi i tam pewnie wchodzi w rachubę absolutna tajność i prześwietlanie przez służby specjalne (amerykańskie, polskie i wewnętrzne - motorolowe) do 7 pokolenia.

W każdym razie w MS komputer był od razu, nie musiałem o niego nigdzie pisać i prosić, rejestrować się itd. Były słuchawki i LiveCam'y w wielkim kartonie, więc wziąłem i zainstalowałem. Część różnic wynika pewnie z innej kultury pracy w Polsce i w Kanadzie, więc nie jest to tylko różnica międzykorporacyjna.

W Motoroli jest wielki plan szkoleń ITP których jest milion, a dokładnie z 2 miesiące nieustannych wizyt na szkoleniach. ITP były fajne, niektóre (Requirements managment) były genialne, ale ogólnie było tego dużo i nie były jakimś sensownym posetem. W MS miałem jeden dzień szkoleń ogólnych z pracy, w tym super szkolenie (wideo) z kwestii prawnych, zrobione naprawdę z humorem. Zostało mi jeszcze do zrobienia elektronicznie szkolenie związane głównie z bezpieczeństwem. Poza tym miałem szkolenie z mieszkania w Kanadzie, podatków, czekam na szkolenie z wiz do USA oraz mieliśmy wycieczkę nieruchomościoznawczą po Greater Vancouver. Myślałem że "bus tour" to będzie coś gdzie zrobię jakieś zdjęcia itd., a tu okazało się, że jeździliśmy i miłe panie z DADA (odpowiedzialne za nasze zadomowienie się tu) opowiadały ile wynoszą czynsze.

Wczoraj miałem rozmowę z menedżerami z Richmond i tyle ile mogę powiedzieć to:
* Strona AdLabu (mojego zespołu)
* Microsoft Surface (może coś na to będę pisał ale nie wiem co)

3 komentarze:

Unknown pisze...

Na czym polegało "szkolenie z mieszkania w Kanadzie"? Sprawy techniczne, czy międzyludzkie? To "z wiz do USA" także brzmi nieźle.. tak, jakby można było się tego skutecznie nauczyć ;-)

Marcin Machura pisze...

Szkolenie z mieszkania głównie obejmowało chwalenie się jaki to najzdrowszym miastem na świecie jest Richmond. I że wszyscy są tu mili, i sobie ustępują, że 86% populacji to małżeństwa i konkubinaty do lat trzydziestu. Że napiwki powinny być 10-20%, że w takich miejscach są targi z jedzeniem; co trzeba zrobic w sprawie prawojazdy, itd itd.

A z wiz USA to już rosjanie i polacy wykombinowali jak w nocy zarejestrować sie na zwalniane miejsca w kolejce ambasady i miec spotkanie na drugi dzien:)

Tadek pisze...

Ostatnio rozmawiałem ze znajomymi na temat 'kultury szkoleń' w Londynie. Czy też pewnie szerzej, w UK. Oczywiście są formalne szkolenia, z certyfikatami, prezentacjami, mądrymi materiałami itp. Ale często jest tak, że jak się czegoś nie wie, to się idzie do kogoś kto wie, bierze jakąś wolną salę, i ten oświecony chętnie zrobi wykład. Myślę, że jest to tak popularne dlatego, że ludzie chcą przekazać jak najwięcej informacji innym, żeby mogli dobrze wykonać swoje zadanie (i nie zawracać głowy :)